Jak nie stracić oddechu w drodze na strych
Jakkolwiek zabawne może się to aktualnie wydawać, naprawdę żyjemy w najlepszych czasach. To co jeszcze dwieście lat temu uważano za rozpasany luksus stało się naszą szarą codziennością. I nie chodzi o zakupy w Paryżu, świeży kawior ze starym szampanem, ani złotą armaturę w łazience. A jeśli nawet chodzi mi trochę o armaturę, to taką najzwyklejszą, z białej porcelany i stali nierdzewnej.
Diamentowo-platynowy luksus dla krezusów oczywiście zawsze istniał. Dziesiąty książe Marlborough będąc z wizytą u swojej córki – której dom był zbyt mały by pomieścić komplet jego służących – wyszedł podobno w pewnym momencie z łazienki oburzony tym, że jego szczoteczka jest zepsuta – za nic nie chce się pienić. Okazało się, że pastę na książęcą szczoteczkę nakładał zawsze jeden z tych jego osobistych służących dla którego zabrakło miejsca w zamku córki, a książe nie był istnienia pasty do zębów w ogóle świadomy.
W większości domów jednak służba wypełniała najbardziej przyziemne role – gotowanie, pranie, odkurzanie i zmywanie. Zastępowała pracą rąk noszących metalowe dzbanki i nóg biegających w tą i z powrotem po schodach, zarówno rury z ciepłą i zimną wodą, jak również kanalizację za pomocą której w dzisiejszych czasach zarówno woda, jak i mniej przyjemne substancje z pokojów państwa byłyby ewakuowane. Praca domowa była ciężka, a jej warunki porównywalne współcześnie z dobrze zaopatrzonym biwakiem w zimnej jaskini.
Niektóre z zajęć o których w dzisiejszych czasach nawet nie myślimy wymagały często w większym domostwie zatrudnienia dedykowanego pracownika. Czyszczenie, konserwacja i polerowanie sztućców które rdzewiały pomiędzy posiłkami było tak czasochłonne, że jednym z pierwszych powszechnie stosowanych innowacji domowych był rodzaj pudełka z korbką i szczotkami w środku, który te zadania dramatycznie przyspieszał. Wczesne modele odkurzaczy “Puffing Billy” składały się ze szczotki i bardzo długiej rury podłączonej do ciągniętego przez parę koni wozu z silnikiem spalinowym który parkował przed domem – kilka lat później ukazał się model elektryczny, zminiaturyzowany do rozmiarów niewielkiej kanapy.
Z czasem coraz więcej zadań uległo racjonalizacji i automatyzacji – od przetwarzania i przechowywania jedzenia, aż po pranie i zmywanie naczyń. W co bardziej współczesnych domach możemy już otwierać bramę i drzwi zewnętrzne przyciskiem, regulować temperaturę pomieszczeń za pomocą termostatu, czy nawet zapalać i gasić światła wydając polecenia sztucznej inteligencji zamieszkałej w betonowym budynku bez okien po drugiej stronie planety.

Do niedawna jednak windy nie były uważane za naturalne rozwinięcie idei inteligentnego domu. Ich naturalnym środowiskiem wydawały się być bloki mieszkalne, hotele i biurowce, z dumnie błyszczącą listą przycisków od parkingu podziemnego aż po samo niebo. Nikt z pewnością nie wyobrażał sobie mieć tego typu urządzenia w prywatnej rezydencji. Tymczasem w miastach ceny gruntu idą tylko i wyłącznie w górę, budynki parterowe widuje się rzadko, a jeżeli chce się mieć 250-metrowy dom i 200-metrowy ogródek na 300-metrowej działce to jedynym rozwiązaniem jest dodać parę pięter. Jednak społeczeństwo się starzeje – my oczywiście mało, ale inni mocno – a nie każdy ma chęć i możliwość na starość przeprowadzić się do parterowca za miastem.
Oczywiście nikt nie chce mieć w domu czy biurze obdrapanego, głośnego, stalowego pudła pachnącego przeterminowanym sąsiadem. Na szczęście współczesne, nieduże windy i platformy są wygodne, pięknie oszklone, mogą mieć w środku ławeczkę. Modele takie jak Cibes A4000 mogą wprost upiększyć ładne zaaranżowaną, nowoczesną przestrzeń. A gdy mamy taką w domu możemy sobie w środku nawet powiesić zdjęcia rodziny albo postawić kwiatek, bo kto nam zabroni.
Platformy mają też sens gdy budynek dostępny publicznie nie ma warunków do budowy wygodnego podjazdu dla wózków. Nie mają one ani wyglądu, ani topornej obsługi przywodzącego na myśl sprzęt medyczny wczesnych lat 90-tych, więc mama z dzieckiem w wózku czy para staruszków może z niej korzystać bez obaw lub zakłopotania.
Schody? Pff. Witamy w nowym tysiącleciu, w którym człowiek ćwiczy nogi tylko gdy ma na to ochotę.